Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Czokołd nic nie mówił o wyjeździe, a nikt go też ztąd nie wyganiał; z razu był niespokojny, ponury, zamyślony, humory miał czarne, które Kobyliński w domu je przywykły znosić, milczeniem cierpliwém zbywał; ale po kilku dniach zdawał się znacznie uspokojony, a przynajmniéj obyty ze swém położeniem. Stolnik pomnąc co mu był winien, obchodził się z nim bardzo względnie, i starał się gościnę uczynić dlań jak najprzyjemniejszą.
Teklunia, która w początkach powzięła ku niemu nienawiść, od owego pamiętnego wieczoru stała się grzeczna, także i zagadywać nawet raczyła miłém słówkiem, na które cicho, mrukliwie, nieśmiało i krótko odpowiadał szlachcic. Po kilku dniach Kobyliński już wytrzymać nie mogąc, postanowił oddać wizytę nawzajem szambelanowi, i wniósł, aby Czokołd z nim jechał. Ten nie odmówił. Wziął nawet z tłómoczka jedyny kontusz lepszy czarny i pasek nowy, a gdy tak wyekwipowani wychodzili żegnając pa-