Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Z dala dojrzeć było można żółtym piaskiem wysypanych ścieżek i chińskiéj altany, która wyprzedzając wszystkie inne budowy, jaśniała jaskrawym kolorytem i fantazyjnemi kształtami. Około podwórza i na całéj przestrzeni otaczającéj dwór i zabudowania, widać było tylko przygotowania do budowli, ogromne belki, kłody, stosy cegieł, góry tarcic, kupy wapna, bryły kamieni. Ludzie jak mrówki uwijali się około roboty, a nawet szambelan sam z laską w ręku, w szaraczkowym fraku i butach ze sztylpami, en négligé pilnował wykonania swoich rozkazów. Miał tę fantazyę, iż się uważał za doskonałego budowniczego, ogrodnika, rysownika, znawcę sztuk i wyrocznię smaku. W istocie wiele rzeczy widział powierzchownie, czytał trochę, a w kraju ogołoconym z wykształceńszych artystów, miał prawo uważać się za wyrocznię. W nowém życiu było to zajęcie przyjemne, i dawało zapomnieć o stolicy, o towarzystwie opuszczoném, o tęsknicy.
Szambelan mówił sobie, że gdy pustynię swą własnym smakiem stworzy z niczego, naówczas sprosi swych przyjaciół ze stolicy na inkrutowiny, a wówczas cały kraj o dokonanych przezeń cudach ze zdumieniem rozpowiadać będzie. Zajmowało to tak żywo wygnańca, iż czasem budził się o szóstéj rano, w szlafroku wychodził do robotników i siedział przy nich do nocy. W owych czasach ten szał przebudowywania wszystkiego w nowym smaku opanował był wielu. Tak wojewoda kijowski Stępkowski wpo̗ɹś dosyć pustego kraju wzniósł pałac na wzór