Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo piękna ruina wieży, już budująca się właśnie.
W onym czasie była moda ruin takich nowych, choć na starych nie zbywało. Szambelan z wielką żywością wskazywał gościom przyszłe cuda swéj rezydencyi; znać było z jego mowy, iż ją już na kredyt pokochał mocno, jako dziecię swoje. Chatka pustelnicza, owa altana chińska, wielki łuk rzucony bez celu dla urozmaicenia widoku, dopełniały ornamentacyi parku, z którego był widocznie dumny.
Stolnik, który niewielką do tych zabawek przywiązywał wagę, zdumiewał się przez grzeczność, ale innego sądu wydać nie mógł nad ten, że będzie okrutne kosztowało pieniądze.
Szambelan uśmiechnął się zagryzając usta...
Wśród tego obchodu, gdy się na chwilę stolnik oddalił opatrując brusy na dom przywiezione, Czokołd miał czas cicho powiedzieć szambelanowi:
— Pani stolnikowa poleciła mi ukłon panu od niéj oddać, i (to już dodał proprio motu) prosiła, byś pan o ich domu nie zapominał.
Grodzki zarumienił się cały, chwycił rękę Czokołda, i w milczeniu, zmieszany podziękował mu, wstrzymując się od dalszéj rozmowy za nadejściem stolnika. Wybór chwili na oddanie tego ukłonu i to urwane podziękowanie były jakby milczącą rozmową, któréj istnienia poczciwy Cieszym nie domyślił się wcale.
Obszedłszy plac, poprowadzał ich gospodarz na folwark, zawczasu się tłómacząc, iż w chacie mieszka i gości tak miłych jakby chciał przy-