jąć nie potrafi. Ale chata była już tak przerobiona, że dawni jéj mieszkańcy poznaćby jéj nie mogli. Na prędce podawano podłogi, popodbijano płócienne sufity pod belki, a sprzęt przywieziony, którego wszystkie zakątki były pełne, nie dozwalał prawie ścian dojrzeć. Szambelan snadź miał gratów wiele, nazbierał rupieci mnóztwo po świecie, a wszystko to teraz zwiózł na wieś, wyrzekając się mieszkania w stolicy. Nierozbitych pak i wyładowanych już rzeczy, obrazów, porcelany, posążków, sprzęcików stałoby było na przybranie o wiele większego domu. Wprawdzie między temi osobliwościami, owocami podróży i nabytków kilkoletnich, trudno się było przecisnąć, ale było się czemu przyglądać. Nawet sprzęt głównéj izby pochodził z Anglii, przez Jaszewicza umyślnie sprowadzony. Kamerdyner strojny natychmiast przyniósł podwieczorek, na pysznéj saskiéj porcelanie podany, obfity, składający się z kawy, czekolady, biszkoktów i kilku butelek wina do wyboru.
Stolnik, który jak mówił lekarstw nie lubił, prosił o wino i wybrał węgrzyna. Nie omylił go instynkt, był bowiem wyborny... Rozmowa, któréj on dolał wesołości, wszczęła się bardzo przyjazna, tylko Czokołd uśmiechnięty szatańsko pił a milczał. Oczyma przebiegał wszystko, jakimś pogardliwym wzrokiem mierząc te skarby.. jakby się naigrawał z manii człowieka, który gromadzi z wielką pracą i ofiarami to, czego używać będzie krótko i mało..
— Mój kochany sąsiedzie, bo sobie w ten sposób pana szambelana pozwalam nazywać —
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.