Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

ruszył, a za chwilę wjechał w las i zniknął. Stolnikowi, gdyby nie Pawełek, z którym bawić się lubił, bardzoby już było pusto.
Chociaż snadź w okolicy téj dawno nie bywał Czokołd, pamiętał doskonale drogi i drożyny. W lesie wybrał sobie małą ścieżkę wiodącą w gąszcze, i po chwili wprowadzony przez nią w bór podszyty, coraz szybszym kłusem wybierając między krzyżującemi się leśnemi drogami pośpieszać zaczął. Z posępną twarzą, zamyślony nie ustawał w tym biegu przez dobre godzin trzy, i najprościejszą idąc drogą, musiał się już o kilka dobrych mil oddalić od Ćwikłów, gdy las przerzedniał, pola i łąki się pokazały, a na tle ciemnym dalszych borów wioska wielka, a opodal na wzgórzu dwór.
Przez gałęzie drzew oczyma go szukał wcześnie podróżny, a gdy go zobaczył, stanął. Koń też był rad wytchnąć, on zdawał się namyślać jakiś czas, potém cmoknął i posunął się daléj.
Zabudowania pańskie były bardzo pokaźne, podobniejsze wszakże do klasztoru niż do szlacheckiego domu. Wkoło otaczał je mur, z po za którego lipy, klony i olchy zwieszały gałęzie. Po nad ich wierzchołki wyniosłą wieżyczką panowała kaplica prawie wyglądająca na kościołek. W głębi widać było dom mieszkalny, którego okna prawie wszystkie były pozamykane okiennicami. Żywéj duszy na dziedzińcu, żadnego ruchu przy dworze. W pośrodku pomiędzy dworem a wsią stała karczma murowana, niegdyś porządna, teraz opuszczona. Było po południu, a dzień właśnie sobotni. Czokołd wprost skierował się do gospody. Tu także ledwie się mógł ludzi dopytać, pusto było, a snadź trakt nieu-