Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

częszczany, bo karczma ogromna w połowie była obrócona na składy drzewa, a mieszkalne izby stały pustkami.
We dwóch przecięż mieściła się rodzina żydowska, uboga, składająca się z kilku kobiet i jednego młodego, wielce nierozgarniętego chłopaka.
Rozmówić się z nim nawet było trudno; roztropniejsza nieco matka przyjęła podróżnego, pokazała mu coś nakształt stajenki, w któréj za przepierzeniem mieszkała krowa, i na pytanie jego czy we dworze nie ma owsa do sprzedania, odpowiedziała, że nie wie. Od przybycia tu Czokołod niespokojnym się bardzo okazywał, kazał podać wódki i chleba, wziął z sobą i ruszył na folwark do ekonoma.
Za karczmą zwolnił kroku, rozpatrując się. Słońce powoli schylało się ku zachodowi, wieczór był piękny i cichy, w kapliczce zaczęto dzwonić jakby na nieszpór. Czokołd się rozradował bardzo, i wprost już zmierzał ku niéj, bo stała u wnijścia w podwórze, przy bramie, snadź dla wygody pobożnych. Znalazł drzwi otwarte, i wcisnął się do wnętrza. Snadź to być musiał niegdyś stary parafialny kościołek, bo sklepienia miał piękne gotyckie, okna owe długie a wązkie, które charakteryzują budowy XV wieku, a wnętrze przecinały piękne filary graniaste. W środku mrok już był szary, kilka zaledwie osób modliło się bliżéj wielkiego ołtarza. Czokołd jakby go siła jakaś wstrzymła, stanął w kruchcie u wody święconéj.