dzili, poszła za mąż... alem się znalazł po ślubie... mości podstarości.
Zaczął się śmiać.
— Zemściłem się na tym, co mi bogdankę odebrał... Wiesz przecie historyę domu, — bo stałeś w progu, gdy się to działo... Hę! Owdowiawszy starościna chciała złe naprawić, oddając mi rękę, do któréj miałem większe teraz prawa, nie dopuściła familia... hę? Ale ona może kochała, choć zdradziła... tylko serce diable było płoche, bo gdy mnie nie było, kochała innych i trzpiotała się...
— Milczże... potwarco! zawrzał podstarości drżący z gniewu: będziesz mi tu jeszcze zbóju jakiś na niewinną kobietę rzucał oszczerstwa...
— A! niewinną kobietę! zaśmiał się Czokołd: mój podstarości, mów ty to sobie komu chcesz, ale przynajmniéj nie mnie...
Starzec jakkolwiek usiłował panować nad sobą, bladł i tracił cierpliwość.
— Właściwie gdyby nie ty, stary stróżu nasadzony przez familię, żeby się jéj krzywda na majątku nie stała... byłaby poszła za mnie.
— Tego się nie powstydzę, żem słabą kobietę od waści uratował — przerwał podstarości — od dziecka ją prawie wynosiłem na rękach, nie dziw, żem kochał i ratował... Na mojém sumieniu tylko cięży, żem prześlepił i dopuścił waszeci choćby zbliżyć się do niéj, choć spoj-
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.