szary, gdy wchodził na dziedziniec... chłopak w bramie nań czekający wezwał go co żywo do starościny. Jeszcze nie zupełnie uspokojony, powoli poszedł z nim mrucząc podstarości. Dwór to był zaprawdę osobliwy, i jak z dala na klasztor wyglądał, tak też wewnątrz do innych wiejskich a szlacheckich nie miał podobieństwa. Począwszy od sieni urządzony był w istocie po klasztornemu; ogromny krzyż z figurą starodawną Chrystusa wisiał na ścianie, a u nóg jego dzień i noc paliła się lampa. Ściany zresztą były nagie, tylko w jednym kącie zegar stary w ciemnéj szafie z godłami pobożnemi szczupłe miejsce zajmował. Nad wszystkiemi drzwiami, których ztąd wychodziło troje do innych komnat, stały napisy z Biblii starego i nowego zakonu. Podstarości skierował się średniemi drzwiami do sali pustéj jeszcze, któréj okna wychodziły na ciemny ogród... Na tle drzew wprost naprzeciw ogromny drewniany krzyż zajmował miejsce wydatne. Obok niego dwie drewniane malowane jaskrawo figury Matki Bozkiéj i Ś. Jana, składały z nim razem rodzaj Kalwaryi, otoczonéj bukszpanowym płotkiem i kwiatami. Komnata owa bawialna miała też pozór surowy i smętny; krzesła, ławy, siedzenia okrywała włosień czarna. Na ścianach kilka obrazów wystawiało Ecce Homo, Matkę Bolesną i straszliwe męczeństwo Ś‑go Erazma. Na półkach po kątach leżały agnuski, stały
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.