Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

krucyfiksy i godła różne religijne ze szkła, porcelany i bronzu. Tu także nie zbywało na napisach, przypominających życia znikomość, grzech i pokutę. Gdy podstarości wszedł i drzwi za sobą zamknął, dzwonek dał się słyszeć w dalszych pokojach, drzwi jakieś otworzyły się gdzieś prędko i zamknęły, i weszła młoda osoba ubrana szaro, krojem zakonnym, ze spuszczonemi oczyma, nieśmiałym głosem prosząc przybyłego do starościny. Poszedł więc za nią przez jeden jeszcze pokój, w którym stał klęcznik i paliła się lampka na rodzaju ołtarzyka domowego, do sporéj komnaty, snadź sypialnéj starościny. Tu aż do kotary wszystko było czarne, ściany obite kirem, stół osłoniony suknem jak całun wyglądającém z białém bramowaniem. Za stołem, którego środek zajmował stos ksiąg z klamrami do nabożeństwa, siedziała starościna, któréj twarz teraz przy blasku zapalonych właśnie dwóch żółtych świec woskowych, wyraźniéj dojrzeć było można. Nosiła ona ślady piękności zniszczonéj jakby burzą gwałtowną... oczy wypukłe, prześliczne, zapadłe były i otoczone ciemnemi plamami, usta wciśnięte, zesznurowane, marszczkami się w dół przedłużały... biała twarz, delikatna, przejrzysta, mimo wymuszonego spokoju drgała jeszcze jakby resztkami wielkiego wzruszenia. Wstała zobaczywszy podstarościego, ruchem ręki odprawiła sługę, która się cofnęła kłaniając niz-