iż bodaj czy nie było w człowieku i myślach jego czegoś złego. Zadrżał, zatarasował wrota i powrócił do izby przelękły widmami, które wywołał.
Czokołd, który już z kłapouchym bliższą zabrał w drodze znajomość, puścił mu z razu cugle, będąc prawie pewien, że drogę do domu znajdzie, nawet że tą samą się skieruje, którą tu przybyli przez lasy. Nie omylił się w rachubie: koń prychnął parę razy, głowę podniósł i kłusem miernym puścił się w istocie małemi ścieżynkami ku lasowi. Noc była ciemna jeszcze, chociaż księżyc czerwony wychodził już z za krawędzi przeciwległych borów, ale nie świecił. W gąszczach koń się instynktem musiał kierować; zwierzę wszakże ma w takich razach więcéj jednym od człowieka zmysłem. Wola jest u niego w takim związku ze wszystkiemi władzami, iż cudów dokazuje nie rozumując wcale, samą własną siłą, w któréj się wszystkie inne skupiają. Koń, który raz tylko przeszedł tę drogę, szedł nią napowrót machinalnie, czuł dom i chciał doń powrócić, nie mógł zabłądzić. Czokołd, który snadź z dawnych czasów znał i pomniał okolicę, nie kierował nim wcale więcéj niż przez godzinę.
Rozjaśniło się też i gdzie niegdzie smuga księżycowych promieni wskazywała wnętrze boru. Tak przybyli do wysokiéj mogiły na roz-
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.