Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze czego! czém posilić! Chleb czerstwy, zawołała żona, jaja bodaj czy się znajdują... ser nie wiem czy jest... mleko skwaśniało... Dasz mu wódki i chlebem zakąsi... tego dosyć.
— Cyt. Magduś! cyt... oto idzie... coś pańskiego i z Ćwikłów; a coby za djabeł ztamtąd był nowotny, żebym ja go nie znał i o nim nie wiedział?
Świeca się już paliła w lichtarzu żelaznym, gdy wszedł Czokołd. Ciekawa kobiecina narzuciwszy fartuch na ramiona patrzała. Powtórzyło się przywitanie. Gabryś prosił siedzieć, ale gdy podróżny zdjął czapkę a on mu w oczy spojrzał, czegoś drgnął. Rzucili oczyma z Magdusią na siebie, oboje nieznacznie ruszyli ramionami; widać było, że coś żywo ich ciekawość obudziło, bo Magdusia mimo stroju wieczornego wysunęła się z alkierza. Czokołd siedział tak, że mu blask świecy wprost na twarz padał, podparł się na ręku i zamyślił. Kobieta przy-