nych znaków porozumienia. Była wcale nieswoją, ożywioną, gadatliwą, ruszającą się nad miarę, gdy pospolitego czasu w domu czasem przez rodzaj lenistwa z krzesła się poruszyć jéj było trudno. Mąż się cieszył zawsze, że taka była wesoła, i nieskończenie wdzięczen się czuł szambelanowi... Rozmowa z razu ogólna poczęła się od temperatury, wprędce jednak przeszła na projekta budowy i ogrodu w Mieczsługach.
Stolnik tak żywo się niemi zaprzątał, że trudno go było oderwać; Czokołd próżno silił głowę, aby jakiś pozór wynaleźć. Jejmość coraz spozierała nań niecierpliwie, wzrokiem czyniąc mu wymówki za jego opieszałość. Nie wiedząc co począć, począł rezydent z powodu zaprzęgu szambelana coś o koniach, a wszedłszy na ten trop i urodziwszy kwestyę, zaprosił dla sprawdzenia jéj gospodarza do stajni. Poszli we dwóch, a byli o kroków ledwie dziesięć od ganku, gdy Teklunia zmieniając ton przysunęła się do nieszczęśliwéj swéj ofiary, i podparłszy się na ślicznéj rączce sposobem wyuczonym z figur XVIII wiekowi ulubionych, jak Muza na lutni lub Geniusz na urnie, zapytała:
— Czy brat myślał o siostrze?
— A! pani... nie było jednéj chwili, w któréjbym myślą jéj był niewiernym... Ale — przepraszam: brat i siostra... zwykli się nazywać po imieniu?
Teklunia niby się zamyśliła, podrożyła trochę... zarumieniła...
— Ja mojego imienia nie lubię — rzekła, nie wiem dla czego dano mi takie pospolite, prozaiczne...
— Wszakże w mocy pani... siostry — dodał szambelan, nadać sobie jakie się jéj lepiéj podoba. Dla mnie byłoby tém większém szczęściem, zwać ją imieniem, które ja tylko jeden... wiedziałbym i otaczał uwielbieniem.
— No, to niech mi brat sam znajdzie to imię... ale ładne... uśmiechnęła się kobieta.
— Nigdy ono dźwiękiem nie wyrazi jéj wdzięku i uroku — westchnął szambelan... ale jak się
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.