pani zda... Astrea?
— Przyjmuję z rąk waszych, dobrze, będę dla was, tylko dla was Astreą... A wy?
— Ja mam także imię pospolite... Wojciech...
— A pfe! zakrzyczała śmiejąc się Astrea... nie mogę.
— Ale Wojciech po łacinie zowie się Albertem...
— Zgoda na Alberta... Oba imiona od jednéj zaczynają się litery.
— Droga Astreo — cicho szepnął szambelan, wpatrując się w jéj oczy... Marzyłem przez cały ten czas tylko o tém, jak jestem szczęśliwy, że tu gdziem nudów wygnania się spodziewał, szczęście takiéj miłości...
— Jak to miłości? brat i siostra? żywo podchwyciła Astrea.
— Miłości braterskiéj — poprawił się szambelan... Spojrzeli na siebie, słowa się urwały, rozmawiały oczy, a wprędce nie wiem już jak do tego przyszło, poczęły rozmawiać ręce...
Pani po cichu uskarżała się na nieznośne swe życie, potém szeptali z sobą jak brat i siostra coraz poufaléj, i sprzeczali się trochę. Astrea opierała się mocno jakiejś rzuconéj idei, potém dała się przekonać, i nastąpiła zgoda zupełna, a gdy stolnik z Czokołdem wrócili rozognieni rozprawą o wyroście szyi i osadzie oczu końskich, stolnikowa siedziała opodal, i bardzo obojętnie, niemal znudzona opowiadała szambelanowi o Pawełku i jego swawolach. Nie mogło być niewinniejszéj rozmowy.
Zda się zapewne niejednemu czytelnikowi spoufalenie to pięknéj pani z emigrantem stołecznym trochę dziwném i za pośpieszném. Namby się ono też wydawało nienaturalném, ale było w ówczesnych obyczajach wiejskich. Mówiono tyle o sposobie życia i kochania w stolicy, iż pięknym paniom zdawało się, że naśladują stołeczne formy taką napastliwą zalotnością, zastosowują się do powszechnie przyjętéj mody. Obawiały się przesadzoną skromnością wydać parafiankami. Żadna z nich, najpłochsza
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.