Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

odezwał się szambelan: że my wszyscy szukamy przy znajomości węzłów, które wszystkie niemal rodziny z sobą wiążą. W ten sposób cała nasza gromadka jest jakby jedną wielką rodziną. Zaraz też, mając przyjemność bliżéj poznać państwa, szukałem w pamięci, czyby nas jakie pokrewieństwo nie zbliżało. To wiem, iż z familią Piętków pani dobrodziejki jesteśmy skolligaceni; co się tycze pańskiéj, bodaj czy nie przez Szarzyńskich.
— A tak! niezawodnie, śmiejąc się i z duszy radując a za ręce ściskając dorzucił stolnik.
— Ojciec mój, mówił szambelan daléj, przypominam to sobie, miał zręczność nawet służyć czcigodnemu rodzicowi pańskiemu i dopomódz do ukończenia o to nieszczęśliwe nabycie Ćwikłów, które tyle utrapień ich kosztowało.
Czokołd spojrzał i ucha nadstawił.
— Nie nazywam ja nabycia tego nieszczęśliwém, rzekł Kobyliński, i owszem, Ćwikły moje paradne są, tylko to prawda, że z upartym Krajewskim do ładu o nie przyjść nie było można. Musiał je sprzedać, a rozpaczliwie się przy nich trzymał i on, i potém godny synalek jego, który nam dojadł wiele...
Czokołd patrząc na stolnika uśmiechał się dziwnie, na twarzy jego malowała się jakby radość jakaś niewytłómaczona. Wtém piękna pani przerwała, dobadując się o pokrewieństwo z Piętkami, i na tém się już skończyło...
Szambelan wkrótce potém odjechał, zapowiadając, że jak tylko się nieco urządzi u siebie, aby mógł godnie przyjąć miłych gości, zaprosi oboje stolnikowstwo na podwieczorek. Cieszym bojąc się swéj pani, spojrzał ku niéj, a przekonawszy się, że nic przeciw téj wycieczce nie miała, przyjął myśl z widoczną pociechą.
Po odjeździe sąsiada, Czokołd pod pozorem znużenia podróżą, wybrał się zaraz do oficyn, a pani tyle nań była niezwyczajnie łaskawą, że mu tam nawet chciała posłać wieczerzę, czego on jednak nie przyjął. Mimo zmęczenia, całą prawie noc przechodził po pokoju, a nad