Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Gomółko — nudziliśmy się tu strasznie na wsi, szczególniéj pani — Pan Bóg na nas wejrzał, mamy z kim pogadać i żyć. Na raz i rezydent i sąs ad.
Gomółka zmilczał, stolnik nań popatrzał, ale z twarzy nic się nie domyślił.
— Cóż ty na to?
— A no — nic — co mnie do tego?
— Jakto? jakto? masz prawo i obowiązek gadać...
— Albo się to na co zdało?
Gomółka milczał.
— Mówże, mów! widzę, że coś masz na sercu.
— No — nic — nic! ale ani mi rezydent ten, prawdę rzekłszy, nie przypadł do smaku, coś mu źle z oczu patrzy, ani ten wyelegantowany fircyk. Co to za towarzystwo dla pana? Ten pan, jak on się tam zowie? Czokołd (bo i nazwisko dobrał sobie niczego), chodzi jakby trupa na sumieniu nosił, a szambelan... e! e!
Przerwał Gomółka i ręką machnął.
— Ja wiem, rozśmiał się stolnik, ty peruki i harbejtla[1] nie lubisz...
— A no, pewnie, bo gdzie kto widział ogon u głowy? ale mniejsza o to... człowiek podobniejszy do przebranéj kobiety, niż do mężczyzny...
— Tak, ale uprzejmy i dobry...
Gomółka ręką machnął.
— I jejmość bawi... rzekł stolnik.
— Jakby pani nasza potrzebowała, aby ją takie fircyki bawiły! — E! e! Na miejscu pańskiém nie bardzobym go do domu nęcił... bo to wiatr zawsze brudu do kąta naniesie...
— Ale dajże pokój! co! co!
Gomółka zwrócił rozmowę.
— Ten drugi znowu... to jakby się od szubienicy oderwał...
— Ty dziś jesteś w fatalném usposobieniu.
— A no, może, to i dobranoc — rzekł Gomółka... Stara głowa... jak stara ruina, zwykle po niéj widma chodzą...

Pokłonił się i wysunął.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Siatka lub woreczek zakładany na włosy z tyłu peruki.