Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

nie był trudny, o nic nie prosił — czegoż chcieć więcéj? Po parę dni niknął jak w wodę wpadł, nie opowiedziawszy się i nie tłómacząc co robił, niekiedy po kilka dni bawił u szambelana. Znajomości nowych w sąsiedztwie wystrzegał się zresztą. Parę razy nawiasowo wspomniał, że powinienby na Spiż powracać, a potém znowu jakoś milczał. Stolnik ani namawiał, ani odmawiał, trzymał się neutralnie. Tak czas płynął, a płynął nader szczęśliwie, gdyż czego nigdy nie bywało, prawie od przybycia Czokołda, domowe pożycie stolnikowstwa stało się daleko spokojniejsze, milsze niż kiedykolwiek bywało. Teklunia była w dobrém usposobieniu, nie miała napadów złego humoru, wyglądała pięknie, była zdrowa, a stolnik nie szukając przyczyn téj szczęśliwéj zmiany daléj, przypisywał ją bytności świadka, którego się stolnikowa wstydziła, a równie i ożywionemu teraz więcéj domowi.
W istocie Ćwikły stały się daleko przyjemniejszym pobytem niż dawniéj. Szambelan sam szukając rozrywek, wymyślał je dla drugich bardzo zręcznie. Zapraszano się na podwieczorki do lasu, na przechadzki, na wyprawy czółnami po rzece i stawach, na polowania i wycieczki. W domu czytywano teraz, co dawniéj nigdy się nie trafiało. Grodzki miał piękny talent deklamacyjny, a że grywał w stolicy w teatrach amatorskich, czasem piękniejsze role z francuzkich dramatów powtarzał. Teklunia także zażądała spróbować gry dramatycznéj, i pokazało się, że role namiętne odgrywała jeśli nie z wielkiém wykończeniem, to z nadzwyczajném uczuciem. Stolnik na wszystkich świętych się zaklinał, że pod słońcem większéj nad nią nie było artystki. Miał może słuszność.
Smutna tylko była rzecz, że mimo usłużno-