Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Czokołd skłonił się, okazując gotowość do narad. Szambelan siadł i westchnął podpierając się na dłoni.
— Znasz waćpan dobrodziéj życie moje przeszłe? zapytał.
— A zkądżebym je miał poznać? odparł Czokołd. Pytać o nie byłoby niedelikatnie, a dowiadywać się z boku śmiesznie...
— Sądzę też, iżby tu nikt nie mógł nawet objaśnić o mojéj przeszłości, bo nikt tu jéj nie zna, a nawet ludzie moi niewiele o niéj wiedzą. Zwierzę się panu, abyś lepiéj ocenił położenie moje...
Czokołd znowu skłonił głowę w milczeniu. Szambelanowi szło trudno, namyślał się.
— Sądzę, iż po mém wychowaniu już znać, że je dokończyłem za granicą, począł powoli; następnie ciąglem był przy królu w stolicy. Przyznam się panu, iż ten tryb życia, jaki nasza szlachta prowadzi na wsiach, te barbarzyńskie obyczaje staroświeckie, nie były mi i nie są do smaku. W stolicy, choć od czasu do czasu zjawiał się ciekawy egzemplarz dobrze zakonserwowanego dawnych lat wieśniaka, z całą oryginalnością tradycyonalną, nikło to na tle naszego dworu i społeczeństwa, które jak panu wiadomo, może się dzięki królowi jegomości i jego staraniom do najwykwintniejszych w Europie zaliczyć. Dopiero teraz tu, przybywszy na wieś, rozsłuchując się, przypatrując, widzę jak ogromna różnica wyobrażeń dzieli te dwa różne światy, z których jeden trzyma się uparcie przeszłości, drugi na przyszłość pracuje. Rzecz to na pozór obca życiu mojemu, a przecięż zostaje z niém w ścisłym związku. Skutkiem wyobrażeń, które tu z sobą przyniosłem, nie dobrze pojmując co na wsi godziwe, co mo-