Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

znanych przygodach spocząć ludziom i koniom.
Izba gościnną zwana, wilgotna, znalazła się pustą, a choć w karczmie nic oprócz siana dla koni, razowego chleba i lichego wina węgierskiego nie było można dostać, i to się wielkiém wydało błogosławieństwem.
Służba Cieszyma nawykła do porządku, zabrała się też zaraz po swojemu, ażeby oczyścić izdebkę i mieszkalną ją uczynić. Matyasz, Hryszka i krępy chłopak towarzyszący Czokołdowi duchem zamietli, stół i ławy przynieśli, świece oprawili, a że w bryce była maleńka baryłka co się zowie dobrego maślaczu, którą sobie wiózł szlachcic, utoczono go do gąsiorka, Matyasz jajecznicy na prędce usmażył, i już było jak w raju.
Cieszym raz w raz swojego zbawcę ściskał, a wpatrywał się w niego czule, ten też z niemałą ciekawością na pana Lamberta poglądał, a gdy podle siebie na ławie usiedli, rozmowa się zajęła na dobre.
— Powiedzieliście może, doprawdy, ozwał się Cieszym, że i Ćwikły znacie. Jakżeby to mogło być? jam u nas nigdy o Czokołdach nie słyszał.
Szlachcic błysnął oczyma, ale z mową się jakoś wstrzymał, jakby się za język ukąsił.
— Co dziwnego, rzekł, żeście o biednym człeku nie słyszeli. Jam tam bywał, alem krótko gościł. I to wiem, że nie ma lat dwunastu jakeście Ćwikły kupili, bo one należały, dodał zająknąwszy się, jeśli nie mylę, do Jasieńczyków, Krajewskich.
— A no tak, doskonale pamiętacie. Ależ wy! wy! zawołał Cieszym, co porabiacie tu na tym Spiżu przeklętym? bo uważam, żeście tu jak w domu.
— Jam wszędzie jak w domu, uśmiechnął się gorzko szlachcic: właśnie dla tego, iż nigdzie go dla mnie nie ma.