Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

Mąż smutny powrócił do siebie, tu na niego czekał Gomółka z rozpromienioną twarzą; zdziwił się widząc pana tak strapionym. Nie rozumiał tego.
— A co, panie stolniku? odezwał się po chwili nie czekając już, żeby chłopiec odszedł: a co? a co? czy nie jest to błogosławieństwo boże, iż nam tu panna Maryanna... chcę mówić pani Duńska przybyła? Jakem ją zobaczył, rozpłakałem się, mój Boże!
Stolnik dał mu znak, aby zaczekał aż chłopak precz odejdzie, i odprawiono go zaraz. Gomółka jak z dzieckiem własném zwykł był rozmawiać ze stolnikiem.
— Czegoż to pan taki nasępiony? zapytał Gomółka.
— Ot, dzieciństwo, cicho rzekł Lambert: wyobraź sobie Gomółko, jéjmość mi z tego powodu się dąsa, a uchowaj Boże dorozumie się tego Marysia, ucieknie.
— Co? jéjmość? zdziwiony spytał sługa.
— Jéjmość powiedziała, że jeśli ona zostanie tu, wyjedzie.
Gomółka zamyślił się, wąsem pokręcił, czuprynę pogładził, i ledwie dosłyszanym głosem szepnął:
— Puszczaj jegomość, puszczaj, nie bój się, wróci, dalipan wróci.
Jakoż się już więcéj nie rozgadywali.