Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! nie! o sobie mam tylko kilka słów do powiedzenia...
— Nie zechce jéj pani martwić! zapewne nic złego?
— Nic... nic... szepnęła stolnikowa; tak... chciałam rady zasięgnąć, pomówić jak z matką...
O. Ksawery dostrzegł, że daléj nie zajdzie, a że do drzwi, które mu się zamykały, nigdy nie pukał, cofnął się, złożył ręce, bo to był ruch mu ulubiony i rzekł cicho:
— O! ja się nie pytam... ja nie chcę wiedzieć! To do mnie nie należy... Ze względu tylko na zdrowie starościny i na spokój jéj ducha, życzyłbym rozmowę uczynić jak najobojętniejszą, ogólną, aby jéj nie draźnić.
To mówiąc wstał, spojrzał na zegarek, szepnął coś o godzinie brewiarza i szybko się usunął. Dopiero po udzieloném przezeń pozwoleniu drzwi się lewe otwarły i weszła czarno ubrana, prawie po zakonnemu, z różańcem u pasa, w czarnym kwefiku starościna. Widząc je obie razem, każdy musiał być uderzony niesłychaném podobieństwem tych dwóch twarzy, z których jedna rozkwitała, druga już zwiędłą była i zeschłą. Ruch, głos mowy,