Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko w nich było jedne... Zdało się, że myśląc musiały wzajem myśl swą odgadywć,a tak ta jedna forma cielesna, nie mogła być dwóch natur wyrazem. Wejrzeniem też rozmawiać z sobą mogły matka i córka, choć między niemi teraz różnica stanu ducha była niezmierna: córka walczyła jeszcze ze światem, sercem i wszystkiemi pragnieniami fantazyi, gdy matka dobrowolnie spętana od wspomnień nawet tego boju odwracała oczy... Dla tego niepokojem nabawiało ją widzenie każde córki, bo w niéj czuła siebie i swą przeszłość, a ten żywy obraz przeszłości wznawiał jéj bole.
Starościna na obliczu Tekluni swéj dostrzegła łatwo jakiegoś dramatu namiętnego; serce jéj macierzyńskie uderzyło niepokojem, chociaż dawniéj i teraz więcéj była kobietą niż matką. Chwilami tylko budził się ten instynkt, ta miłość, i wnet nie mogąc sercem owładnąć, ostygała. W młodości więcéj ją zajmowało życie niż dziecię, na starość więcéj pokuta i chorobliwa, budzona ciągle, smagana aby nie zdrętwiała, pobożność.
Uściskały się milczące; mimowoli Teklunia z wielkiéj litości nad sobą, rozpłakała się. Matka zrozumiała łzy, przeczuła zwierzenie jakieś i z sali wzięła ją z sobą do bocznego pokoju.
Kilka pytań obojętnych zawiązało ledwie rozmowę. Teklunia potrzebowała wybuchnąć, a nie znajdowała powodu do nagłego zwierzenia się matce, przed którą chciała wytoczyć swe żale. Dopiero pytanie o dom, o dziecię, o męża, spowodowało łzy, potém skargę stłumioną, nareszcie wykrzyk:
— A! matko kochana, jam bardzo nieszczęśliwa!
To wyznanie wcale nie wzruszyło starościny.