Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

się tak naradzali, po co jeździli, ale nic z niego dobyć nie mogła prócz śmiechu.
— Głupia bo jesteś, co ci w głowie! — mówił do niéj: nie jużci ja tak młody, żebym w biedę jak ćma na świecę się wpędził... Śni ci się, że my między sobą coś mamy. Ach! stary lubi pogawędzić o dawnych czasach, a nie wszystko przy kobietach gadać można.
— No! no! i mnie bo też masz za dudzicę czy co, odparła Magda, żebym ja ci wierzyła? Gdybyście gadać chcieli co nieskromnego, właśniebyś się ty albo on staréj baby wstydził! E! daj‑no pokój! coś wam się śni... a jak potém do kozy wpakują i trzeba będzie łazić ludziom po nogach, a wypraszać z więzienia, dalipan nie pójdę kroku.
Gabryś się śmiał tylko... ale kobiecie strachu z głowy wybić nie mógł. Zwiększył się on jeszcze, gdy spostrzegła, że Gabryś trzy konie tęgie zakupił po cichu, i nie chcąc się z niemi popisywać, trzymał je na paszy w lesie niby cudze, potém znowu się zjawił wóz kuty mocny, a dobrze wiedziała Magda, że tych przyborów za własne pieniądze i na swoją potrzebę mąż, nie mógł dostać. Napadła na niego znowu ale ją zburczał i z niczém odprawił.
Odwiedziny też Czokołda stawały się coraz częstsze. Raz, gdy Gabrysia nie zastał, kobieta postanowiła się z nim rozmówić na dobre. Na-