Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

czek, chudzina, ale on dla mnie, w chacie taki drogi i potrzebny, jak największy pan gdzieindziéj. Wy sobie myślicie: co tam, że jeden Gabryś przepadnie!... ale nie! nie — boć ojciec dzieciom — a i jam coś warta, boć przecie boże stworzenie.
— Ale moja Gabryelowa, odparł Czokołd: mylicie się, nic jemu nie grozi, ani ja go użyć myślę do czego. Z wielkiéj troskliwości przywiduje się wam...
Kobieta nań popatrzała i głową potrzęsła:
— Nie — ja co wiem to wiem; nie obciążajcież sobie sumienia nową biedą niewinnego człowieka.
Czokołd ramionami ruszył...
Magda wieczorem płakała w alkierzu, łzy ocierając fartuchem, ale poradzić nie mogła, tylko owe narady stały się skrytszemi i snadź Gabryś gdzieindziéj je na umówioném miejscu odbywał z Czokołdem, bo ten się prawie w chacie nie pokazywał. Nic tedy Magda nie zyskała, oprócz większego jeszcze niepokoju...
Wróciwszy do domu, pani stolnikowa wahałz się długo czy męża wysłać do matki; rozkaa był stanowczy; choć się tego lękała, powiedziała mu wszakże, iż matka radaby się z nim widziała. Stolnik przyjął to chłodno i odpowiedział, że pojedzie, ale się nie śpieszył.
Nie bardzo sobie życzył żonę zostawić samą