wania zostawało. Wozy były przeładowane, piętrzyły się, rosły, a z domu nieustannie coś wynoszono, bez czego się żadną miarą obejść nie było można. Cieszym, siostra, Czokołd, Pawełek, stary Gomółka, cała czeladź była na nogach, a dopiero ku południowi w szczęśliwą drogę piękna pani ruszyła z Czyżewską, swoją nieodstępną sługą i przyjaciołką, starą grymaśnicą, która jéj najlepiéj pochlebiać umiała. Kobyliński odprowadził ją do granicy... Z siostrą pożegnała się zimno, ale grzecznie, a po wyjeździe na rezydenta spadł obowiązek zabawienia wdowy, pókiby gospodarz nie powrócił.
Niegdyś piękna i dziś jeszcze bardzo okazałéj postaci i twarzy Marysia, cioteczna siostra pana Kobylińskiego, była osobą, któréj charakteru i skłonności poznaniem głębszém nie łatwo się kto mógł pochlubić. Na pozór była bardzo otwarta, ale po dłuższéj rozmowie z nią czuł każdy, że mu w przedsionku swéj duszy stać kazała... Łagodna, dobra, powolna, widać było jednak, że zachowywała zapas energii wielki na stanowcze życia godziny. Nie wzruszała się łatwo, ani brała do serca ludzi i wyrazów; czekała, patrzała, i widać było, że czynnego udziału w życiu brać nie życzyła sobie. Z saméj téj ostrożności i zamknięcia w sobie można było wnosić, iż więcéj miała uczucia i serca, niż na zewnątrz okazywała. Większa
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.