część ludzi zimnych obleka się tą skorupą, aby gorąca nie szafować.
Czokołd, który od przybycia wdowy pilno ją postrzegał, dotąd mimo głębokiéj znajomości ludzi, jaką się szczycił, nie był pewien tajemnicy téj posągowéj postaci, zawsze jednostajnie uśmiechniętéj i jednakowo dla wszystkich grzecznéj. Zdawało mu się tylko, że niekiedy chłód ten roztapiał się gdy dłużéj z panem Lambertem rozmawiała, że oczy się jéj zwilżały, że drżenie głosu i urywana mowa zdradzała jakieś uczucie. Nie był wszakże pewien, czy go formy nie łudziły. Ta godzina, która mu się w czasie niebytności stolnika nastręczała do wybadania kobiety, któréj był ciekawym — bardzo dlań zdała się pożądaną. Zabrał więc miejsce blizko, dawszy jakąś zabawę Pawełkowi, i rozpoczął ostrożną rozmowę, którą z razu tylko przez grzeczność półsłowami wdowa utrzymywała.
— Trochę będzie też w domu spokojniéj i swobodniéj, rzekł cicho, gdy nasza jejmość ruszyła. Bardzo to miła osoba, gdy chce tylko być miłą; ale gdy, jak teraz, chora i podraźniona... no — to bywa ciężka.
— Zwyczajnie chora... odezwała się wdowa.
— Tak, a słaba przytém, że nad swą chorobą mocy nie ma. Poczciwemu stolnikowi należało też wytchnienie... dodał Czokołd — a to
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.