podwójnie szczęśliwie, że pani dobrodziejka z nami.
— Ja tu pewnie długo nie zabawię.
— A po co się śpieszyć? westchnął Czokołd. Przez sam obowiązek kuzynowski trzeba stolnika rozrywać... bo... bo kto to może wiedzieć, co z tego będzie.
Wdowa spojrzała nań.
— Jakto? proszę pana...
— Czy mogę mówić otwarcie, jako z siostrą zacnego stolnika?
Wdowa się zawahała, jakoś do przyjmowania zwierzeń zbyt poufałych nie miała ochoty... zmilczała więc.
— Wiedz pani, mówił daléj, jak gdyby potakującą odebrał odpowiedź szlachcic, — tu, jak się zdaje — większe się rzeczy gotują, niż z pozoru sądzićby można... Trzeba znać ten ród, z którego pochodzi nasza stolnikowa. Kubek w kubek matka... a téj życie było bardzo burzliwe. Obawiam się i o nią.
Wdowa z głową spuszczoną milczała ciągle.
— Pani widziała szambelana? zapytał Czokołd.
Podniosła oczy zarumieniona kobieta i bardzo skłopotaną twarz, na któréj niepokój się malował.
— Stolnik nie wie nic, ciągnął daléj rezydent: nikt nie wie nic, ale ja coś wiem, i pani potrzeba żebyś wiedziała o tém. Szambelan bałamuci stolnikową.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.