powrócić może; łzy i rozpacz nic nie pomogą... mój dobry panie.
— Poczciwy stary! odparł łkając stolnik: cożem ja winien, że boleję? Żal taki nie jest sprawą ludzkiéj woli...
— Ale modląc się i usiłując go w sobie stłumić, rozerwać się, można go skrócić, a jegomość się w nim lubujesz i rozchorujesz. A co to pomoże?
— Ja wiem, że tylko łaska Pańska ratować mnie i biedne dziecko potrafi... rzekł ojciec płacząc ciągle; a jednak mimo to...
— Pozwól mnie pan słowo powiedzieć i nie gorsz się.
— Mów...
— Może to zabobon, możem ja głupi, ale przecież grzech nie tak wielki, a jabym go rad wziął na me sumienie. Są ludzie od Boga obdarzeni szczególnym wzrokiem, który widzi więcéj niż my. Czytamy o tém w Biblii... Są i za naszych dni... są.
Stolnik patrzał z uwagą zaciekawiony.
— Niech pan mnie nie łaje... jabym o panicza znachora lub znachorki spytał, dodał Gomółka: boć to wszakże pojęcie przechodzi, gdzie i jak dziecko podziać się mogło.
Stolnik z niecierpliwością ręką rzucił i splunął.
— E! co ty tam pleciesz! a gdzież teraz znachory? i czy się to godzi w nich wierzyć?
— Już — już ja biorę na moje sumienie, spytajmy tylko.
— Ale kogoż?
— Proszę się na mnie spuścić, ja wiem kobietę, szepnął Gomółka, ma ten dar... doświadczyłem kilka razy, najskrytsze rzeczy odkrywa.
— Kto?
— Czyż pan jéj choć raz we wsi nie spotkał albo nie widział? Ta stara Horpyna, któréj cała wieś boi się i szanuje... od drugiego końca z narożnéj chaty.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.