Odsunąwszy się o kilka kroków Horpyna, popatrzała na zapłakanego ojca.
— Talara dajcie za duszyczki zmarłe — rzekła — za duszyczki znikąd ratunku nie mające... a ja wam nic nie powiem, bom biedna kobieta... bom bezwiedna... A no! jedno tylko wiem, że nie umarło dziecko — i że modlić się trzeba... a z sumieniem rachować, i gdyby czyja krzywda na niém była... powrócić.
Pokłoniła się zatém i śpiesznie odchodzić chciała, gdy ją Gomółka zatrzymał.
— Nie chcecie podarku od pana? rzekł; weźcież go i dajcie sami za dusze zmarłe, które wam są drogie... a nie skąpcie pociechy... powiedzcie co czynić?
— Czyż wam na to rozumu zapleśniałego staréj baby potrzeba? ofuknęła się Horpyna — alboście to swój stracili! Cha! cha! rozśmiała się nagle dziko jakoś — jabym wam powiedziała co czynić, ale się to tak śmieszném wyda wam może... Ogłoście‑no, jeśli dziecko kochacie, żebyście za nie oddali majątek, to się znajdzie chciwy co je wyszuka...
To mówiąc położyła talara na ziemi i poszła do wrót. Stolnik i Gomółka stali długo milczący...
Jeszcze raz zatrzymała się opodal i obróciła ku nim:
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.