Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

za późno. Stolnik stał na progu. W istocie stał on, bo widok, który oczy jego uderzył, słupem go postawił. Był on wcale niespodziewany. Piękna Teklusia leżała wsparta na ręku na nizkiéj kanapie, u nóg jéj śliczny, młody chłopak na taburecie pochylony, siedząc za końce paluszków ją trzymał. Nie spodziewano się tak dalece wnijścia obcego człowieka, że pani się nie ruszyła, oczu nie podniosła, młodzieniec nie spojrzał, i bolesne z jękiem westchnienie pana Lamberta dopiero uwagę nań zwróciło. Wejrzenie Tekluni padło na męża; porwała się nagle z kanapy, jakby ujrzała upiora. Horatio wstał zmieszany; wszystko troje milczący chwilę tak pozostali w osłupieniu. Cieszym miał czas pomiarkować, że zrobienie awantury głośnéj na nic się nie zdało; boleśnie dotknięty przywitał żonę ukłonem, młodzieńca drugim, i nie wiedząc co daléj poczynać ma, miął czapkę w rękach, wkładał ją pod pachę, wyjmował i dusił, nie mogąc czego innego zgnieść razem.
Domyślając się, że już jest tu zbytecznym, Horatio spojrzał w oczy Astrei, skłonił się żegnając ją i męża, i wyszedł powoli. Milcząca ta scena przedłużyła się chwilkę jeszcze; po twarzy męzkiéj Kobylińskiego — wstyd przyznać — ciekły strumykiem dwie łzy wprost do ust.. połykał je poruszony, nie mogąc się jeszcze odezwać. Teklunia była gniewna, ale nie zmie-