Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

się jest swobodniejszą... A o to ci nie będzie trudno!
Nie ma to jak dobra przyjaciołka! Teklunia z płaczem rzuciła się jéj w objęcia, i tak ten epizod życia szczęśliwie został zamknięty.


Gdyby o nim ojciec nie pamiętał, wszyscyby o biednym Pawełku zapomnieli. Matka myślała troszkę, trochę płakała, zresztą nie miała czasu długo się nad losem jego rozczulać, a słusznie bardzo mówiła sobie dla uspokojenia sumienia: „Od czegoż ojciec? To przecie jego rzecz! Dzieckoby nigdy było nie zginęło, gdybym ja tam go strzegła; ojciec winien, że nie pilnował... niech pokutuje.” Czasem jednak łzę uroniła. Serce złe nie było, ale główka roztrzepana, a fantazya parowała nawet temu serduszku.
Gorzéj było z ojcem, bo dla niego nic biednego Pawełka zastąpić nie mogło. Na samo przypuszczenie, iż pieszczonemu chłopczykowi, gdzieś może zawleczonemu daleko, przychodziło znosić głód, chłód, niedostatek, znęcanie się, obejście przykre, stolnik ręce łamał i rozpaczał. O Krajewskim w Warszawie żadnéj wieści nie było, prawdopodobnie musiał więc ze swą zdobyczą ujść najprzód na Spiż, gdzie miał siedzibę dawną, znajomych i stosunki, ale tam on też pozostać nie mógł, bo łatwo się domyślał, iż go tam najprzód szukać będą. Gdzieby się podział,