się postrzegł zaraz, że gdzieś już tego człowieka widział.
— Gdzieżem to ja waćpana spotkał? spytał. Wszak my się znamy!
— Ale jakże nie! znamy się, czcigodny mężu, do kolan się kłaniając odparł przybyły. Czyż to acan dobrodziej nie przypominasz sobie Matyasza Oxtula z pod Suraża, który miał ten zaszczyt prezentować mu się w Krakowie, przejeżdżającemu... z okazyi...
— Ale ba! wacan byłeś znajomy z tym łotrem, zbójem Krajewskim! zawołał stolnik odskakując.
— A no! a no! nie zapieram, rzekł spokojnie Oxtul; znałem tego jegomości o tyle, żem mu kilka razy w różnych kwaśnych sprawach służył, a przekonawszy się co to za ziółko, umyłem ręce od tego zbója! umyłem! Że go znałem, to właśnie dziś największe dla mnie szczęście, bo tém łacniéj czcigodnemu stolnikowi służyć potrafię, nad co innego goręcéj w życiu nie pragnę. Odchrząknął, pokłonił się, obejrzał czy gdzie wódki nie zobaczy, i dodał: Spodziewam się, iż mnie pan stolnik w téj delikatnéj sprawie zaufaniem swém zaszczycić raczy; a mogę się złożyć świadectwami najdostojniejszych osób z całéj Korony, iż niejedną sprawę taką doprowadziłem do końca, nad którą drudzy głowy potracili i zęby na niéj starli.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.