— A widzisz asindziéj! a widzisz, że rozumiem rzecz! Otoż takiéj legii ludzi determinowanych, gotowych w ogień i w wodę, nie dobierze, nie chwaląc się, nikt tylko ja.
Uderzył się w piersi.
— Tak! powtórzył, tylko ja. Matyasz Oxtul czyli Auxtul, szlachcic z pod Suraża, znany szeroko w Krakowie, ba! i daléj. Ja ludzi zwerbuję i dostawię.
— Za pozwoleniem, przerwał stolnik, ja będę decydował, których przyjmę.
— I na to zgoda.
— Ilu waćpan myślisz? spytał Kobyliński.
— Powiedz mi szanowny stolniku, wrzucił Oxtul, czyś pan skąpy?
— Nie; nie pożałuję nic, zwłaszcza dla dziecka; ilu potrzeba ludzi?
— Jak najwięcéj, a jak najmniéj do dwunastu być musi. Liczba parzysta i dobréj wróżby... Bezemnie więc jedenastu. Z tych panie stolniku jedna kategorya ma pracować capite et manu, druga tylko szerpentyną i kułakiem, stojąc pod rozkazami. Pierwszéj tedy cechą, by głowę miała nie dla proporcyi; drugiéj, by nie żałowała łba pustego nadstawić. Ostatnich mam gotowych, bo o to nie trudno, a pięciu sobie dobiorę tu w stolicy... nie chwaląc się, choćby na posługi najwybredniejszego... że im nic zarzucić nie będzie można.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.