— Kto! u kaduka! verbum nobile! klejnot szlachecki!
Oxtul był już trochę podraźniony.
— Szanowny stolnik znasz świat, powiem więc jedno: świadczy za mną, żem goły, suknię noszę wytartą. Dowiedziona rzecz, iż cnota pod te czasy w złotogłowach nie chadza... Zresztą chcesz pan, dobrze, nie daj mi dukata, pójdę sobie gdzieindziéj szczęścia szukać, kiedyś taki twardy.
Stolnik się zamyślił.
— To może decyduje, rzekł, iż waćpan Krajewskiego znasz.
— Znam go tak, ale tak, odparł śmiejąc się Oxtul, że mógłbym o nim niejedną piękną powiedzieć historyę.
— Biorę więc waćpana do usług, dodał Kobyliński; tymczasowo polecam szukać ludzi... resztę zobaczymy.
Z widoczną radością do kolan skłonił mu się Oxtul.
— Teraz! zawołał, jam wasz z kościami, rozkazujcie; ale trzeba dać zadatek, ludzi inaczéj nie zwerbuję.
Reszta umowy poszła już gładko. Dostawszy przekąskę i kilka talarów Oxtul submistował się i natychmiast w pole wyruszył. Dwa dni potém widać go nie było, tak, że Kobyliński już myślał, iż wziąwszy na rękę grosz, uszedł, nie mając powrócić; wtém trzeciego nad wieczo rem, schrypły nieco, rumiany, przystawił się w stanie, z którego domyślać się było łatwo, iż przez ten czas nie próżnował. Gwoździkówkę czuć było od niego z daleka.
— Czcigodnemu stolnikowi, rzekł — czołem biję! Rozkazy jego spełnione, pięciu ludzi mam, dobranych jak my koni... Ponieważ jednak wszyscy nie są w najszczęśliwszych interesach i ubranie ich niezbyt jest wytworne, możeby
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.