Głodowski się skłonił, uśmiech mu po ustach zbiegł, ale się zaraz znów poważnie nastroiły.
— Na pochwałę pana Głodowskiego to tylko powiem, iż w sprawach poselskich, w cudzych i nieznanych sobie kątach używany przez panów Potockich, nigdy a nigdy żadnego posła jakiego mieć życzyli, nie dozwolił zakrzyczeć, ani przegłosować. Jeździł zwykle dwoma tygodniami wprzódy na miejsce, i gdy do wyboru przyszło... rzecz była gotowa.
Milcząco wąs pogładził pan Głodowski i znowu się za pas wziął, stojąc wyprostowany. Za sobą sam mówić nie chciał, otworzył był usta, rozmyślił się, skłonił i nie rzekł nic. Stolnik go przywitał, nie było pytań więcéj, a Oxtul przeszedł do następującego.
Ten wyglądał nie ciekawie: ramię jedno miał niższe, łopatkę wydatną, powierzchowność nie zalecającą, przytém nieustannie gębę w prawo pociągał snadź niechcący, ale to mruganie twarzy było tak uprzykrzone, iż długo na niego patrzeć niepodobieństwem się stawało. Włos na głowie obcięty równo otaczał twarz za długą, bladą, pofałdowaną, smutną a bez wyrazu. Można było przysiądz popatrzywszy nań, iż z piórem miał do czynienia więcéj niż z żelazem.
— Pan Ignacy Samotyja, z ziemi Bielskiéj... familia godna, a druga jéj gałąź Lenczewscy, kuzynowie jegomości nawet bardzo majętni... Dla złości ludzkiéj i pokrzywdzenia na majątku pracował wiele po kancellaryach. Pisze ślicznie... i głowa...
Uderzył się w czoło Oxtul.
— Głowa co się zowie, ministremby mu być nie za nadto.
— Ale dość, rzekł szepleniąc chwalony; co ja umiem, to się okaże... to pan stolnik zobaczy. Ja się próby nie boję.
Przeszli tedy do trzeciego, który stał ręce na
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.