Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

mywano. Mnóztwo przybłędów z różnych krajów ukrywało się tutaj, mieszkało, a najczęściéj o nich dowiadywano się dopiero gdy coś zbroili i sami na wierzch wyszli. Inaczéj lata całe można było przemieszkiwać i kryć się w mieście, nie zwracając na siebie uwagi, lub zwróconą lada czém uspakajając.
Myśl ta poszukiwania dziecka i winowajcy w Warszawie, nie byłaby może przyszła ojcu, który raczéj na Spiżu gdzieś Pawełka chciał śledzić, gdyby nie dziwne zdarzenie pięknéj Tekluni, która poprzysięgała, że przejeżdżając ulicą, w oknie jakiegoś domu widziała swe dziecko. Wyciągało ono ku niéj rączki, ale nagle ktoś je pochwycił, odciągnął, a gdy natychmiast wysłana służba i przyjaciele do wskazanéj kamienicy dobiegli, śladu tam nie było Pawełka, i mieszkanie okazało się zajęte przez starego jakiegoś lichwiarza, nie wiedzącego o niczém. Domniemywano się, iż pani stolnikowa nie dosyć dobrze znająca Warszawę omylić się musiała, inny dom ukazawszy; przeszukano w sąsiednich z pomocą nawet straży marszałkowskiéj i urzędu, ale znaleziono osoby obce, które nawet posądzone być nie mogły. To widzenie wszakże, o którém i stolnikowi znać dano, skutek wywarło szczególny na matkę: dotąd bowiem dosyć obojętna na los dziecka, przypomnieniem go jakby do poczucia obowiązku rozbudzona została. Cały dzień płakała, mówiła tylko o Pawełku, hrabina nawet i bardzo miły wojewodzic *** nie zdołali jéj pocieszyć, ani jéj