brodę — a w końcu namarszczywszy się i głową trzęsąc wyrzekł: — że to jest kiepski interes, że pewnie złodziéj dziecko wywiózł za granicę i sam się też gdzieś skrył. Obiecywał wszakże listy porozpisywać do swoich, a tymczasem rachując na szczęście dośledzać w Warszawie dziecka. Nie znając nawet matki, Hersz wnosił, iż widzenie w oknie było tylko przywidzeniem, gdyż złodziéj nie głupiby był z dzieckiem tak się niebezpiecznie umieszczać.
Tymczasem Głodowski ruszył do Ćwikłów i słychać o nim nie było, Samotyja błąkał się po Warszawie, a Mora zginął jak w wodę wpadł nie opowiedziawszy się co z sobą miał począć. Oxtul pół dnia spędzał na rozmyślaniach co było poczynać, a nic wymyślić nie mógł. Strękowscy nie zdawali się nic robić, wzdychali tylko do tysiąca dukatów. Jakkolwiek o nich nie rozgłaszano bardzo, bo się każdy kandydat lękał, aby go kto nie wyprzedził i nie pochwycił ich, wieść wszakże puszczona szeroko się rozeszła. Z tego powodu mnóztwo się znalazło dobrowolnych myśliwych. co na ów tysiąc polowali, równie jak pierwsi bezskutecznie.
Stolnik nareszcie zrozpaczywszy o Warszawie, na Spiż z Oxtulem i dwoma Strękowskimi wyruszył.