statku podróż była postanowiona, wspomniał o niéj Pawełkowi, oswajając go z myślą, iż na czas jakiś rozdzielić się będą musieli.
Dziecię tak już doń było przywiązane, iż na pierwszą o tém wzmiankę rzuciło mu się niemal z płaczem na szyję, chcąc koniecznie towarzyszyć w podróży. Parski ucałował je, ale szepnął, że to być w żaden sposób nie może, bo droga trudna a długo w niéj nie zabawi i prędko powróci. Przyrzekł jeszcze, iż może piękne przywiezie rzeczy i żywego z sobą przyprowadzi konika.
Ksiądz Dębski na ten czas miał się przenieść do mieszkania pana Parskiego i pozostać z Pawełkiem, który też do niego szczególne okazywał przywiązanie. Wszystko to jakoś składało się jak najlepiéj, a wśród téj ciszy, pokoju, ruin i zieleni starych drzew, dziecko było jak w raju. Życie ubogie, skromne, ale nie dające czuć niedostatku, starczyło fantazyom Pawełka. Szczególniéj szczęśliwy był wybór Tomaszka, łagodnego chłopaka, który przylgnął od razu do swego panicza, i ucząc się z nim, dodawał mu ochoty i zapału, równie jak księdza Dębskiego, człowieka wykształconego, który choć może, jak mówił o nim ksiądz Olszowski, wszystkiego nie umiał, miał przynajmniéj o wielu rzeczach na swój czas jasne pojęcie. Był to jeden z tych umysłów badawczych, które po za
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.