Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

czém. Lud w okolicy dobry, pracowity, słowem żyć tylko i Pana Boga chwalić... takie moje Ćwikły.
Popatrzał znowu, szlachcic wprawdzie nie płakał, ale mu się policzki paliły i oczy płonęły, i był tak zamyślony, jak gdyby nie słuchał już co mu mówiono. Cieszym zaś uparłszy się, by go rozerwać, malował mu szczęście swoje, myśląc, że niém go z życiem pogodzi.
— Nie mogę się na mój los skarżyć, rzekł po chwilce. Po ojcu mi się dostał majątek ten... po żonie, któréj matka była bogata, bo córka magnata węgierskiego Szerhennego...
Czokołd spojrzał bystro na sąsiada, i jak siedział na ziemi, zerwał się równemi nogami... Cieszym zdziwiony podniósł się.
— Co to jegomości? co?
— Co ma być? rozpatrując się w posłaniu zawołał Jan: ukłóło mnie coś, czy ukąsiło...
Ale choć się zaczerwienił, siadł zaraz i milczał.
— To matka żony acindzieja była... zapewne żona sędziego Piętki? zapytał od niechcenia.
— A tak, Teklusia moja właśnie też Piętkówna jest z domu.
Ale daléj już nie mógł mówić, bo odwróciwszy się Czokołd, ujął się za głowę i począł mruczeć, że go boli.
— Radbym spoczął, rzekł cicho i jakby złamanym głosem: tylko, że nam czuwać wypada.
— No, to ja z ludźmi zostanę na straży, żywo podchwycił Cieszym, a acindziéj spoczniéj, proszę. Mnie nic nie jest, a do bezsenności nawykłem.
Już się miał też kłaść na sianie szlachcic,