szczęście, gdybyś ją umiał był prowadzić. Przez lenistwo, przez słabość, dogadzając sobie, dałeś jéj zanudzić się i zgubić.
— Ale cożem ja winien!? zawołał stolnik, ja!
— Ty! tyś wszystkiemu sam winiem! nikt więcéj! Tak się młodéj kobiety nie prowadzi, tak się jéj nie rzuca... na wszystkie świata pokusy... Kto winien? pytasz... Ale możnaż było być tak ślepym, ażeby samemu do domu gacha sprowadzać i jeszcze go ciągnąć!?
— Ja? do domu? gacha? czy pani żartujesz? spytał stolnik.
— Jakto! nie wiesz, że miała romans i schadzki z szambelanem, że on z nią do Warszawy jechał, że mieszkali w jednym domu, że Krajewski póki byli na wsi listy przenosił i gubił ci ją w oczach, a tyś ślepy się cieszył, że się bawiła?
Cieszym osłupiał; w istocie on dotąd o tém nie miał wyobrażenia... krew mu trysnęła na twarz.
— Pani starościno! krzyknął, to są potwarze! to są plotki!
— To prawda szczera! a waćpan ślepy jesteś, powtarzam, ślepy jak kret, żeś tego sam nie widział. Schadzali się codzień w lesie, przechadzali godzinami, a tyś chłopca niańczył. I pięknie go wyniańczyłeś, żeś i tego sobie dał wziąć!
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.