Uderzyła w dłonie z rozpaczą, a potém chwyciła się za głowę.
— A wiesz ty człowiecze, że za całą jéj przyszłość skrzywioną i zwichniętą odpowiadasz teraz przedemną, przed Bogiem, przed ludźmi, przed dzieckiem, jeśli się ono powróci, a nie zginie.
— Biedny człowiek oprzeć się musiał o ścianę, by nie paść; łzy mu się na powiekach kręciły. Pobożna starościna, zapomniawszy o przybranéj łagodności, gniewem buchała.
— Tak! płacz! babo! zawołała: trzeba ci się było urodzić w spódnicy, a nie z temi wąsami, kiedy być mężczyzną nie umiesz... Rozwód! piękna przyszłość dla niéj, po intrydze z szambelanem, z wojewodzicem... i...
— Ale ta cała historya szambelana, przerwał Cieszym, to nieprawda! to potwarz!..
— Dla ciebie jednego ona była zakryta!... tyś jeden o tém nie wiedział, bo nie wiesz o niczém, bo ci kołki na głowie strugać można, a myśleć będziesz, że cię głaszczą. No! cóż z takiego człowieka!!
— Pani starościno! zawołał Cieszym: największa pilność moja nicby nie pomogła...
— Tak! powiesz mi, że krew w niéj moja płynęła! Ale przecięś wiedział o tém, gdy ją brałeś, alem ja ci mówiła: strzeż jak oka głowie.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.