stary był marnotrawca nieopatrzny, ale mu pomagano umyślnie do rozrzutności, aby z niéj po tém korzystać...
— Proszę pani, dorzucił stolnik, nawet cienia podejrzenia na pamięć ojca mojego nie rzucać, bo tego nie ścierpię.
Starościna usłyszawszy te wyrazy, stanęła na środku pokoju i popatrzała na Cieszyma z rodzajem politowania.
— Ale cóż waćpan przecie poczynasz, ażeby dziecko odzyskać!? zawołała. Tyle czasu upłynęło...
— Zrobiłem i robię co tylko jest w mocy ludzkiéj...
— Ale skutek! skutku nie ma! przerwała kobieta. Dziecko z głodu i nędzy umrzeć może... już może umarło.
Stolnik ręce załamał.
— Potrzebujesz waćpan pieniędzy?
— Nie — nie, rzekł Cieszym, ani ich potrzebuję, ani żałuję... ale są wypadki, przeciw którym wola człowieka jest bezsilna.
— Nie ma takich wypadków, skoro się ma do czynienia z ludźmi — nie ma! zawołała starościna. Z Bogiem walczyć nie można, ze światem mężny i wytrwały człowiek musi i powinien iść na bój i zwyciężyć....
Stolnik spuścił głowę.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.