mu się wszakże nie powiodło i coś takiego oberwał, że po tygodniu dał za wygraną, dowodząc, że tu już robić co nie ma. Splondrowano tylko okolicę całą, od dworu do dworu, po wsiach, po chatach, dopytując, śledząc, sznurkując i wracając zawsze z próżnemi rękami.
Tak wyprawa nieszczęśliwa na Spiż skończyła się zawodem, a choć Oxtul w duchu był przekonany, że szlachcic mieszkał u Gangi, nie chciał się narażać na biedę, bo Węgier czy Cygan nadto drapieżnie wyglądał, i w dodatku zapowiedział, że jak mu się tu uwijać będą więcéj, to strzeli kiedyś do włóczęgów jak do wilków. Nie było co z nim żartować. Spiż tedy opuszczono nic nie uczyniwszy.
Gdy stolnik teraz nową urządził wyprawę, Oxtulowi przyszło na myśl, wziąwszy Głodowskiego i Morę, który z tajemniczéj włóczęgi wrócił z próżnemi rękami, dwóch Strękowskich a czasowo nie zajętego Samotyję jako dyplomatę, jeszcze raz puścić się na Spiż znowu. Myśl ta miała za sobą, że pierwszym razem nieprzyjaciel miał się na baczności, więc go tam nie znaleziono, teraz zaś właśnie gdy się ponownych poszukiwań nie spodziewał, uchwycić go było łatwiéj insperate. Stolnik na to przystał i zgodził się chętnie. Sam on obiecywał też wkrótce do Krakowa nadciągnąć i tam główną założyć kwaterę.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/336
Ta strona została uwierzytelniona.