Mniéj coraz mający nadziei otrzymania nagrody towarzysze Oxtula, głównie teraz starali się o przedłużenie szczęśliwego bez troski bytu na cudzym koszcie. Ruszyła więc czereda cała na dwie gromadki podzielona, nie śpiesząc się zbytnio ku Krakowowi, a miało się już ku wiośnie i drogi nie były wcale wygodne, a pora jako na przełomie z zimy u nas, nieznośna. Potoczyło się to wszystko wielkim gościńcem, bujając sobie jak kto zapragnął, bo każdemu z nich się zdawało, że go nuż natchnie myśl szczęśliwa, albo traf nastręczy sposobność pochwycenia choć języka.
Na drugim noclegu od Ćwikłów, Oxtul był wieczorem trafił na wcale dobry stary miód, który mu tak smakował, iż się nim do północy raczył. Poszedłszy potém spać znużony po trunku twardo usnął okrutnie, a że towarzysze ciągle z nim mieli spory, bo sobie nad nimi władzę jakąś i komendę przywłaszczał, zmówili się, by go z rana śpiącego zostawić, i trochę mu się za różne przykrości wypłacić. Jak się rzekło, tak stało. Oxtul nie domyślając się spisku spał na dobre, gdy wszyscy cichaczem opuścili gospodę, arendarzowi powiedziawszy, żeby towarzyszowi oznajmił, że nań gdzieś o dobre mil sześć czekać będą na nowym noclegu.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.