kołd, że mnie nie pochwycił, że dziecka nie odzyszcze... że majątek straci wprędce, co, nie będąc prorokiem, przewidzieć łatwo, i że za ojca padnie ofiarą... Jeszczebym miał jedno... ale tobie takie rzeczy trudno zwierzać, ciszéj rzekł Czokołd, którego twarz w miarę jak mówił nabierała dzikiego wyrazu.
— Ale gadaj! zawołał Oxtul, który na tém spotkaniu wielkie nadzieje budował.
— Wprawdzie mi to wszystko jedno co ty z tém zrobisz, dodał Czokołd, poczynając się po sieni przechadzać. Możesz mu tedy zwiastować jeszcze jedną nowinę przyjemną. Wiem to, że stolnik myśli wziąwszy rozwód z żoną, która mu się wyrwała... godna matki córa!... gniazdko sobie usłać nowe, zabierając doń wdówkę, kuzynkę...
— Panią Duńską, dodał kiwając głową Oxtul.
— A tak, mówił daléj szlachcic. Jest w téj szczęśliwéj wierze poczciwiec, że Marynka poszła za mąż zmuszona i że go kocha jak za młodych czasów, gdy sobie niezapominajki dając, suszyli je w książkach od nabożeństwa... Otoż mi o to idzie, abyś go też wywiódł z błędu. Owa surowa, chodząca jak norymberska lalka Marynka, przy któréj lekkiego słówka wyrzec nie można, miała starego męża, który zmarł z utrapienia, jakiém go karmiła. Powiedz mu, że jeszcze za żywota pana Duńskiego dała pierścionek gachowi, i że teraz dopiero może z nim
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.