Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/344

Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszył ramionami.
— Słuchaj, Czokołd, zbliżając się począł po cichu szlachcic: jużeś zemstę nasycił? Co ci potém, że ścigany będziesz i bannicyę ci przypomniawszy, gotów kto jeszcze ubić — bezkarnie... Ja ci coś powiem. Cieszym tysiąc dukatów za dziecko, kto mu je znajdzie, naznaczył. Powiedz mi gdzie ono jest... podzielę się z tobą i oczyścisz się.
Czokołd odwrócił się i plunął pod nogi Oxtulowi, który się cofnął. To była cała odpowiedź. Wziął tedy konia za uzdę i zabierał się siadać. Na ten widok uciekającéj mu pastwy, Oxtulowi słabo się zrobiło.
— A! trutnie! niegodziwcy, zdrajcy! gdyby mnie byli nie opuścili, wzięlibyśmy go jak w pudełku... Co tu począć... Co począć!!
Koń nawet stał nie osiodłany, o puszczeniu się w ślad nie było co myśleć. Jednakże na wszelki wypadek Oxtul popatrzał na nogi wierzchowca i zamierzył sobie po nich z dala iść za zbiegiem. Czokołd już na koniu siedział.
— Bywaj zdrów! a chceszli mieć boki całe, nie wdawaj się w cudze sprawy.
To powiedziawszy odjechał... Oxtul z wielkiego utrapienia stracił mowę, wyjrzał tylko za nim i widział jak w las wjechał bez drogi, głową obróciwszy się kiwnął i pięść w nieprzyzwoity sposób złożoną mu pokazał.
Straciwszy go z oczu, dopiero Oxtul za gło-