Wszystko swoje tu porzucone zastał Czokołd w lepszym może porządku, niż gdyby był sam tego doglądał; sprzedaż też poszła dobrze, a rana się prędko goiła... tylko jeszcze był osłabiony, choć Ganga papryką podkarmiał i winem go starém poił. Jak zwykle niemłodym ludziom, przyszło i Czokołdowi z chorobą wiele sił utracić. Postarzał nagle, posiwiał, zgiął się, a znękanie to cielesne dopomogło dusznemu i dokonało przewrotu, do którego był usposobiony. Nie myślał już o zemście żadnéj, jedno o powrocie do swojego przybranego dziecięcia i ukryciu się z niém tak, by go łacno nie znaleziono. Dotąd mu jakoś udawało się ujść pogoni i spotkania z nasadzonymi szpiegami i wysłańcami, nie miał nawet wyobrażenia o ilości ludzi w pogoń wysłanych, i tu dopiero powziął z opowiadania Gangi pojęcie o niebezpieczeństwie. Wszystkim tym goniącym wiatru w polu zdawało się koniecznie, iż najłacniéj zachwycą Czokołda na Spiżu. Sypali się więc tu jeden za drugim, a każdemu z nich zdało się, że albo szczęśliwszym lub zręczniejszym będzie. Odchodzili z niczém, a mimo to powracali uparcie. Przez cały więc czas pobytu u Gangi, nie wychodził prawie z domu i nie pokazywał się Czokołd, wrota były zaparte, ostrożność wielka.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/353
Ta strona została uwierzytelniona.