czy sobie przypomnę; pamiętam tyko wąsy oogromne płowe, że za ucho zakręca.
— To Aleksander Pogorzelski... mruknął Cieszym spuszczając głowę, i wnet rozmowę urwał.
— Dobranoc, rzekł zimno do Oxtula, dobranoc.
Odprawiony poczuł, że strzała głęboko uwięzła; pożałował nawet, że błazeństwo powtórzył, ale post festum. Wyszedł.
Stolnik drżący na kolana padł przy łóżku, dłońmi przykrył twarz i płakał. Jedno to nazwisko wymienione na myśl mu przywiodło cały szereg pewnych faktów, które oszczerstwo owo pozorne prawdopodobném czyniły. Ostatnia nadzieja szczęścia, ideał młodości, ta, w któréj jeszcze kochał świat, słowem jedném odarta została dlań z całego uroku. Uczuł się na świecie sam jeden, sierotą, nieszczęśliwszym nad wyraz.
— Miałożby być prawdą, rzekł w duchu, iż dzieciom Bóg pokutę za grzechy ojców wyznacza i karze je do dziesiątego pokolenia? Miałożby być prawdą, ażeby ojciec mój winien był krzywdy ludzkiéj?
W długich rozmysłach nad losem swoim, biedny człowiek, który podźwignąć nie mógł jego ciężaru, przetrwał niemal do rana. Sny szczęścia nowego rozwiały się; mówił sobie, że byleby dziecię mógł odzyskać, na niém mu już dość
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/358
Ta strona została uwierzytelniona.