decznego, pocałowania jéj w rękę, siadł zadumany nie spojrzawszy nawet w jéj niebieskie oczy.
— Co mu się stać mogło? spytała się w duchu wdowa: jest jakiś inny...
Nie śpieszyła się wszakże z badaniem go, bo była aż nadto pewna, że człowiek wygada się jéj sam nieproszony. Znała z tego Cieszyma, iż nic w sobie utrzymać nie mógł. Ciekawie spojrzała po razy kilka i przekonała się, że się nie omyliła. Stolnik był pod ciężarem jakiéjś wiadomości, która go zmieniła od wczoraj.
— Czy nie jesteś chory? spytała podając mu kawę.
— A! nie! chory? nie! nie jestem, nie czuję się chorym! westchnął Cieszym.
— Coż ci jest? przyznaj, żeś dziś inny.
— Inny? nie wiem, jestem tylko przybity.
— A! mężczyzna powinien znosić mężnie wszystko.
— Powinien, odparł stolnik, nie przeczę, ale się siły wyczerpują i często obowiązkowi podołać trudno.
— Nic się przecież nie stało, bo że Oxtul spotkał się z tym nigodziwym... nie zmienia to położenia ani na gorsze, ani na lepsze.
Stolnik oczy na nią podniósł.
— Kochana Maryniu, rzekł, do pełnego naczynia dość kropli, ażeby się rozlało; a jeśli tą kroplą jest żółci odrobina? jeśli ta kropla
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.