wywlókł z szatańskim bezwstydem jakąś historyę na ciebie...
W chwili gdy wyrazów tych domawiał, spojrzał. Zwykle nieruchome oblicze kuzynki okryło się rumieńcem, potém marmurową, trupią bladością, wśród któréj oczy tylko połyskiwały jakby groźbą, potém wróciło ono do zwykłego stanu. Żywiéj tylko nieco poczęła robić pończoszkę.
— Cóż to jest? spytała obojętnie.
— Historya Aleksandra Pogorzelskiego, z którym... z którym, ciszéj coraz kończył Cieszym, utrzymują, żeś była bodaj zaręczoną jeszcze za życia Duńskiego.
Maryni wargi drżały, ręce biegały, w oczach dziki wyraz gniewu przeleciał.
— Jeśli temu chcesz wierzyć, rzekła, nie bronię! Sądziłam jednak, że znasz mnie tyle, że niemógłbyś posądzać...
I dumnie, tłómaczyć się nawet nie myśląc, odwróciła się ku oknu. Pomimo przybranego wyrazu spokoju, Cieszym na powiekach jéj łzy postrzegł; był wzruszony i sam na siebie gniewny...
— Moja Maryniu, rzekł, miałżem ci to zmilczeć?
— Nie, ale mogłeś to wziąć za tyle, co było warte... odpowiedziała.
— Czy sądzisz?... spytał gospodarz.
— Z twarzy widzę, żeś to wziął za prawdę.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/363
Ta strona została uwierzytelniona.