nia się do kuzynki i wieczorem w istocie wyjechał. W sądzie nie czyniono mu trudności z uwolnieniem Gabrysia, który nazajutrz przystawił się pod strażą wymizerowany siedzeniem, tęsknotą, a może i zgryzotami sumienia, bo człowiek był jak wielu, płochy raczéj niż do szczętu zepsuty. Cieszym miał już napisany list do Krajewskiego. Dołączył do niego pieniądze na podróż i rzekł do uwolnionego:
— Wszystko ci przebaczę, jedź, szukaj tego człowieka, znajdź go i list mu oddaj. Jeśli nie możesz sam, szukaj przez kogobyś to mógł zrobić.
Gabryś uszom nie wierzył i swojemu szczęściu, rzucił się do nóg, całował je i ściskał, ale wyznać zarazem musiał tknięty sumieniem, że nie wie i nie ma pojęcia gdzieby się Krajewski mógł znajdować.
— To twoja rzecz, dodał stolnik; grunt dostaniesz dożywociem bezczynszowy, jedź i szukaj.
Licząc na swoją gwiazdą szczęśliwą, ruszył skrzypak wioskowy, więcéj rad uwolnieniu niż obietnicom, które według przeczuć jego, nigdy się ziścić nie miały. Stolnik powracał dopełniwszy myśli swéj do domu, wielki ciężar spadł mu z serca; w liście do Czokołda ofiarował mu nagrodzenie krzywd, likwidacyę nową, oddanie majątku wreszcie, byle dziecię odzyskać. Czekała na niego zmartwiona i niespokojna wdowa, która po długich namysłach doszła do tego,
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/365
Ta strona została uwierzytelniona.